Odkrywanie czegoś nowego, eksplorowanie świeżych, nieznanych nam dotąd płaszczyzn zawsze idzie w parze z ekscytacją zjawiskiem, często dziecięcą wręcz podnietą podmiotu. Badanie tego, co jeszcze jest czyste, nieskażone wzrokiem mas ludzi – po prostu przynosi nam radość. Tak właśnie sprawa ma się z albumem Untrue nieznanego dotąd szerzej Buriala.
Dubstep, mimo, że to nadal niezdefiniowany do końca styl, w przeciągu kilkunastu/dziesięciu miesięcy zdołał wyjść z piwnic bawiących się w didżejke angoli i rozprzestrzenić się jak epidemia po prawie całej europie. Czemu dubstep zawdzięcza ten ekspansyjny sukces? Ciężkie, basowe brzmienia, gęsty klimat, wręcz turpizm muzyczny w stylu mniej narwanego brata Aphexa Twina, no i wreszcie – jakieś tchnienie nowości w ten elektroniczny światek, jak powiew świeżego powietrza w dusznym klubie.
Burial na codzień kojarzony jako członek pierwszego (skądinąd nielicznego) szeregu wśród dubstepowej braci, nowym albumem wychodzi krok do przodu i wyraźnie odstaje od reszty. Nie ogranicza, miesza, szuka – są elementy uk garage, grime, coraz częściej daje się porwać ambientowym ciągotom. Z tego wszystkiego tworzy magiczny kolaż dźwiękowy, walący między oczy od samego początku…
…czyli od Archangela. Krótkie intro wprowadza nas w obszar, gdzie jedynym kreatorem rzeczywistości jest Burial. Od czterdziestej siódmej sekundy trwania albumu bezwzględnym panem sytuacji jest Anglik, traktujący nas głębokim, stłumionym basem i soulowym, przepięknie zsamplowanym wokalem. Nieprawdopodobnie to brzmi, bo wygląda to tak, jakby ten wokal, pocięte słowa nie miały absolutnie racji bytu w żadnym innym miejscu na ziemi, na żadnej taśmie. One tworzą nierozerwalną jedność z podkładem, i nie mogły się wziąć od tak, skądś. Zdecydowanie najlepszy moment albumu.
Wokale to niewątpliwie najsilniejsza broń w zdolnych rękach Buriala. Wie jak je zmodyfikować, gdzie podciągnąć, gdzie obniżyć. Tnie i ustawia wokalizy tak, że całkowicie naturalna wydaje się nam ich egzystencja właśnie w tamtym miejscu, w takim tonie i o takiej barwie. Bardzo ciekawie wygląda efekt wstawiania ich nawet na kilku płaszczyznach jednocześnie, pod różnymi warstwami dźwięku. Do tego dochodzi ogół ich doboru, często jak wyciagnięte prosto z koszmaru, potęgują posępny klimat.
Untrue sprawiło, że wyciągnąłem spod biurka zapomniany i okryty płaszczykiem kurzu subwoofer i postawiłem go w centralnym punkcie pokoju. Bass jest szpikiem kostnym tej muzyki, potężny, wibrujący, ekspansywny, choć nie wychodzący na pierwszy plan – raczej czający się gdzieś w zapleczu. Uderzający w tych innych częstotliwościach, podprogowy, próbuje gdzieś tam ominąć naszą świadomość, i trafić do głębi.
Mimo całej intrygii i zamieszania (dla mnie po prostu 'mindfuck’), jaką wywołuje album, nie jest też wolny od wad, czy przeciągających się momentów. Pod poprawkę iść powinien przede wszystkim o dwie minuty za długi Etched Headplate, zresztą cały, ciężki klimat płyty pod koniec może wydać się w końcu nużący. Ale taki też urok tego wydawnictwa – nie jest doskonałe, jest brudne i brzydkie.
Nie ma tu cackania się nad formą, to wynika też z ograniczonych możliwości londyńczyka – wszystko to jest zrobione w jego własnym domu, do tego, jak wyznał, wszystko co tworzy – robi nocą. Burial tworzy wokół siebie nieprzeniknioną aurę tajemniczości. Nikomu nie zdradza swojej tożsamości, i jak sam mówi – o tym, że tworzy muzykę, poza jego rodziną wie tylko pięć osób. Dlatego nie ma co liczyć na żadne występy w terenie.
Mając tak ograniczone środki, Burial wydał materiał aspirujący w kręgach muzyki elektronicznej do pewnej płyty roku. Warto przyjrzeć się temu zjawisku z bliska, bowiem tym krążkiem londyńczyk wyrasta na czołowego delegata londyńskiej sceny nowych brzmień wśród main-streamowego audytorium. Dla jednych będzie to rewolucja, dla drugich kolejna mocna pozycja tego roku. Znajdą się i tacy, którzy 2stepowego brzmienia nie będą w stanie strawić, lecz nie ma wątpliwości – płytę trzeba sprawdzić, i lepiej – zapamiętać.
Dodaj komentarz