To już chyba standard, że od Ulvera z każdą kolejną płytą oczekuje się zwrotu obranego muzycznego kierunku o 180 stopni. Zaczynali od black-metalu, przechodząc przez folk i elektronikę (!). Nikt by się nie zdziwił, gdyby na Shadows of the Sun norwegowie z pierwszym numerem zaatakowaliby nas dancowym beatem i roztańczonym klimatem. Albo gdyby zaczeli grać szanty. Albo gdyby przeszli operacje zmiany płci, i koncertowali jako radosny girlsband… no dobra, zagalopowałem się.
O dziwo, żadne cuda się nie dzieją, i grupa chyba powoli się statkuje, konsekwentnie względnie niewiele (jak na Ulver) zmieniając ze stylistyki Blood Inside. Nadal mamy tu posępną, oniryczną elektornikę, jakieś zbłąkane instrumenty, i przepięknie odnajdujący się w tym wszystkim wokal Garma
Ale to nie środki są najważniejsze, tylko końcowy efekt. Mamy tu niewyobrażalnie gęsty, ciężki, melancholijny klimat. Jakiś apokaliptyczny pierwiastek zawieszony jest w tej muzyce, i czymkolwiek są tytułowe Cienie Słońca, nie jestem pewien co do ich sympatyczności. A może to dlatego, że jest już baardzo ciemno, i jestem tu sam? No, podsumowując, faktem jest, że Shadows Of The Sun nie nastraja jakoś wyjątkowo optymistycznie, tak jak też nie wypełnia radością mego serca. Raczej sprawia, że rozglądam się na boki niepewnie.
I choć brzmi to nieciekawie, jest to niebywały plus tego krążka. Zdolność wywołania takiego klimatu w głowie odbiorcy to wyjatkowa sztuka. Ale żeby nie było zbyt miło – mimo tego, że album buduje tą nostalgiczną atmosferę, czegoś zdecydowanie mu brakuje. Jest jak wspaniała foremka, której nikt nie wypełnił piaskiem. Zarys, kontury dźwiękowe są, niepowtarzalny, nocny klimat też, jednak jakby trochę treści brakowało. Gdyby wykorzystali cały potencjał drzemiący w tych utworach, teraz mogliby spać spokojnie, czekając na zasypanie laurami. Może lepiej, że stało się jak się stało, i wydali album tylko dobry, co by im się w głowach nie pomieszało od dobrobytu. Niekażdy nagrywa wspaniałe albumy jeden za drugim, do tego ma własną wytwórnie i respect na mieście. Czekamy na więcej.
Dodaj komentarz